logo


I. L. PEREC
W bajorze.

 
© Tekst polski Dariusz Dekiert 2005

 Było sobie raz bajoro.
Leżało całkiem z boku; oddzielone od reszty łąki (gdzie pasło się bydło, a młode pastuchy rzucały kamieniami), z wysokimi szuwarami o ostro - szpiczastych końcach; odcięte od powietrza – z tłustym, błyszczącym kożuchem, co to wiatr zrywa raz do roku. W bajorze żyły (jak to na świecie bywa) bardzo małe robaczki, a jadły one – jeszcze mniejsze.
Bajoro jest – nie za długie, nie za szerokie i nawet niegłębokie. Tylko tłustemu szlamowi, wodorostom i przegniłym gałęziom zawdzięczają robaczki fakt, że nie mogą do końca poznać bajora i dopłynąć do jakiegoś brzegu.
Geografia bajora była więc jeszcze w powijakach.
Za to duma bajora już od dawna nosiła głowę wysoko i snuła swe sieci pospołu z fantazją, panując niepodzielnie pod ciemnym kożuchem.
Z czasem wysnuły one pradawny przekaz, prawdziwą robaczą tradycję:
„Bajoro to ocean!”
„W nim zlewają się wszystkie cztery rzeki Edenu... Tygrys niesie ze sobą złoto – jest to szlam z którego czerpią pożywienie – a pozostałe trzy rzeki przynoszą kwiaty – wodorosty, między którymi bawimy się w ukryciu w dni wolne, perły – żabi skrzek i korale - przegniłe gałęzie”...
„Zielony kożuch, obszarpana czapa nad bajorem, to nic innego jak n i e b o nad oceanem! Ekstra specjalne niebo dla ich świata!”
Kawałki skorupek jaj, które się tam zaplątały, odgrywają rolę gwiazd, zaś przegniłej dyni powierzono obowiązki słońca...
Kamienie, wrzucane niegdyś przez pastuchów, były– siłą rzeczy– spadającymi gwiazdami, które niebo zsyła czasem grzesznym ludziom na głowę, a gdy rozwarło się kiedyś niebo i kilka promieni prawdziwego słońca wypaliło jakiś robaczy mózg, przekonano się o istnieniu piekła i uwierzono w nie!
Ale – dobrze się żyło w bajorze! Tam każdy był zadowolony z siebie i ze wszystkich! W końcu, jeśli ktoś mieszka w oceanie, z natury już jest rybą! Jeden robak zwracał się do drugiego nie inaczej, jak per Węgorzu, Szczupaku! Na nagrobkach pisano: Krokodyl i Lewiatan! „Płotka” była najgorszą obrazą, „kiełbika” nie wybaczano sobie nawet w Jom Kipur! Astronomia, poezja, filozofia rozkwitały w tych warunkach jak róże!
Skorupki jaj liczono tak, że n i e można było ich zliczyć...
Romantycy opiewali na tysiące sposobów zastępy niebieskie, porównywano przy tym patriotów do gwiazd, gwiazdy do kobiecych oczu, a same kobiety – do niebios, jeżeli nawet nie do piekieł; ta filozofia umieszczała dusze pobożnych zmarłych wprost w przegniłej dyni...
Słowem – niczego nie brakowało! Życie mieniło się wszystkimi kolorami tęczy! Z czasem zredagowano kodeks z setkami komentarzy, zakorzeniło się tysiące zwyczajów! A gdy jakiemuś robakowi zachciało się zmian, wystarczyło, żeby przypomniał sobie, co „świat” na to powie: poczerwienieć powinien, zawstydzić się! I nawrócić!
Lecz... pewnego razu wydarzyła się katastrofa!

Przeleciało stado wieprzy!

Straszne racice stratowały niebo, zmiesiły szlam, porwały korale, zbrukały kwiaty... I przeobraziły cały ten odcięty „świat” w pustkowie i chaos!
Część robaków spała sobie smacznie głęboko pod szlamem (a robaki sypiają długo), ocalały takoż.... A gdy się obudziły, niebo zlało się już dawno z powrotem i zakrzepło na nowo... Tylko – góry zgniecionych, poduszonych i stratowanych robaków leżały niepogrzebane i śmiercią swoją świadczyły o zagładzie!
Co się stało? Pytały przerażone i poczęły szukać jakiegoś żywego stworzenia, aby objaśniło im przyczynę tej strasznej zarazy. Ale niełatwo było znaleźć jakieś żywe stworzenie! Kto nie został stratowany, umarł ze strachu; reszta sama odebrała sobie życie... Bez nieba nie ma życia!
Jeden to i nawet pozostał przy życiu, ale jeszcze zanim skończył opowiadać - że niebo, które teraz widzą, jest jeszcze nowe jak spod igły! Że tamto niebo stratowały zwierzęta, a gdy powiedział im, że robacze nieba nie żyją wiecznie... Że wiecznie, być może, żyje tylko ogólne niebo – zaraz zrozumiano, że postradał zmysły.
Zaopiekowano się nim z wielkim miłosierdziem i wysłano do domu wariatów.

 I. L. Perec, Obras Completas, t. 6, s. 9 – 12, Buenos Aires 1944.


[ modified 20-02-2006 | Content © Dariusz Dekiert